Kraków 2008 – nasza pierwsza wyprawa

Promujemy aktywny tryb życia i ekologiczny środek transportu jakim jest rower

Kraków 2008 – nasza pierwsza wyprawa

W lipcu 2008 roku pojechaliśmy na swoją pierwszą wyprawę. Mieliśmy dość krótkich wycieczek po okolicy i postanowiliśmy zwiedzić kawałek Polski. Padło na Kraków. Na tej wyprawie zaczęliśmy myśleć, aby założyć własną stronę, na której będziemy umieszczali dzienniki oraz zdjęcia z wypraw. Dzięki temu mogliśmy pokazać, że turystyka rowerowa to ciekawa forma na wakacje.

 

 

Dystans: 445 km

Czas trwania: 6 dni

Trasa: Pruszków – Lewiczyn – Poświętne – Biała – Gidle – Częstochowa – Kraków

 

Dzień I: Pruszków – Lewiczyn 60 km

15 lipca spotkaliśmy się na stacji kolei. Dość późno bo o 12, ale dystans był nieduży, więc mogliśmy sobie na to pozwolić. Podążaliśmy przez Rybie i inne malownicze miejscowości. W Grójcu mieliśmy przystanek. Zaraz za Grójcem wjechaliśmy w piękną scenerię sadów. Mogliśmy jechać środkiem drogi, bo na trasie nie było żadnych samochodów. Dotarliśmy do Lewiczyna koło 18, gdzie znajduje się pięknie sanktuarium. Zwiedzaliśmy miejscowe sady i zgubiliśmy się w zawiłościach alejek drzew jabłoni. Wtedy też wpadliśmy na pomysł, aby elementem loga naszej grupy było jabłko. Zostaliśmy na noc w domu pielgrzyma.

 

Dzień II: Lewiczyn – Poświętne 70 km

Wstaliśmy i wyruszyliśmy z samego rana. Sady spowijała jeszcze delikatna mgiełka, mieliśmy wrażenie, że płyniemy przez mleko. Dojechaliśmy do Przybyszewa. Bardzo męczyła nas zła nawierzchnia drogi. Za Przejazdowem zaczęły się spadki i podwyższenia terenu. Skręciliśmy na szutrową drogę, pytając tubylców o kierunek jazdy do Nowego Miasta nad Pilicą. W Nowym Mieście zatrzymaliśmy się na terenie Klasztoru Braci Kapucynów. Okazało się, że jeden z tamtejszych braci to klasowy kolega Asi – siostry Tomka. Mieliśmy, więc sporo tematów do rozmowy. Bracia uraczyli nas wrzątkiem. Dojechaliśmy do Poświętnej, gdzie zatrzymaliśmy się w Klasztorze. Mogliśmy nabrać sił na następny dzień.

 

Dzień III: Poświętne – Biała 60 km

Jak to zazwyczaj bywało wstaliśmy rano. Trasa prowadziła malowniczą ścieżką do Inowłodza. Na miejscu postanowiliśmy zwiedzić zabytkowy kościółek romański. Kolejną atrakcją była przeprawa promem – napędzanym siłą ludzkich mięśni (panu przewoźnikowi nie chciało się pracować, więc prom przeciągnęliśmy sami) przez Pilicę. Kolejny postój to Sulejów, zatrzymaliśmy się obok klasztoru Cystersów. Potem w ramach odświeżenia podjechaliśmy pod zalew sulejowski, gdzie zażyliśmy raczej zimnej kąpieli. Adama trzeba było przekupić batonikami, żeby wszedł razem z nami. Potem jechaliśmy w stronę celu i zatrzymaliśmy się w ośrodku wypoczynkowym w Białej. Po Dotarciu do domków zjedliśmy posiłek i odpoczywaliśmy. Wieczorem załapaliśmy się na ognisko z grupą, która jechała do Częstochowy. Wszyscy wzięliśmy prysznic, bo kolejnego dnia warunki nie były już tak dobre. Położyliśmy się dość późno.

 

Dzień IV: Biała – Gidle 70 km

Wyjechaliśmy o 8 rano. W Poświętnej byliśmy zmuszeni zrobić dłuższa przerwę, bo Piotrek zerwał łańcuch. Przy okazji zjedliśmy pizze w miejscowej restauracji i zrobiliśmy zakupy w supermarkecie na dalszą trasę. Po drodze minęliśmy Kobiele Wielkie – miejsce narodzin Bolesława Prusa. W Gidlach zatrzymaliśmy się na nocleg w klasztorze. Z tej miejscowości zostało już tylko 30 km do Częstochowy. Zwiedziliśmy okoliczne pola, zjedliśmy posiłek i położyliśmy się na klasztornej podłodze. Trasa prowadziła raczej przez wiejskie miejscowości pełne wzniesień i upadków zarówno jeżeli chodzi o ukształtowanie terenu jak o naszą kondycję.

 

Dzień V: Gidle – Częstochowa 30km

Z Gidli wyjechaliśmy o 8, dziękując kapłanom za okazaną gościnność. Szybko dojechaliśmy do Częstochowy i tam zjedliśmy śniadanie. Zwiedziliśmy Jasną Górę i podziwialiśmy panoramę Częstochowy z wieży. Po tym zarezerwowaliśmy sobie miejsce w Domu Pielgrzyma. Zostawiliśmy swoje rzeczy i poszliśmy na obiad. Piotrek poszedł odwiedzić rodzinę, a my wróciliśmy do hotelu. Piotrek wrócił dość późno do pokoju, bo dawno nie widział swojej rodziny. Po wieczornej toalecie wszyscy poszliśmy spać.

Dzień VI: Częstochowa – Kraków 150 km

Pobudka o godzinie 5 rano. Było jeszcze dość ciemno – cała przyroda spała. Poszliśmy przygotować rowery i zjedliśmy skromne śniadanie. Byliśmy bardzo śpiący i zmęczeni. Jak się okazało wyjazd z Częstochowy w stronę Żarek to ciężkie zadanie. Minęło 30 minut a byliśmy w punkcie wyjścia. Piotrek nie wytrzymał i zainwestował w mapę Częstochowy na jednej ze stacji benzynowych (cały czas używał samochodowej mapy z dużą skalą). To też niewiele nam dało – Częstochowa okazała się dość słabo oznakowana. Tutaj pomogła nam miastowa ludność. Kilka osób zapytanych o drogę kierowało nas na cel. Nie dość, że znaleźliśmy trasę, to jeszcze udało nam się pojechać skrótem. Trasa była tak piękna, że przestaliśmy spoglądać na liczniki. Nasz pierwszy odcinek to 60 km. Po drodze zachwycaliśmy się urokami Jury Krakowsko – Częstochowskiej. Dalej dojechaliśmy do Zawiercia – miejscowości górniczej. Kolejnym celem był Olkusz, piękne miasteczko, które jak po powrocie stwierdziliśmy było ładniejsze niż Kraków. O godzinie 19 mieliśmy pociąg z Krakowa, więc naszym priorytetem było jak najszybsze dotarcie do celu. Po drodze było wiele dużych spadków terenu. Prędkości jakie osiągaliśmy zdziwiły nawet policjantów z drogówki, którzy naszą prędkość postanowili zmierzyć „suszarkami”. Dotarliśmy do Krakowa o godzinie 15.30. Ciężko było poruszać się po zatłoczonym rynku, wszędzie dużo było obcokrajowców. Postanowiliśmy odpocząć chwilę, zjeść i obejrzeć trochę Krakowa. Po jakimś czasie udaliśmy się na dworzec, zapakowaliśmy rowery do pociągu i za niecałe 3 godziny byliśmy w Warszawie. Przed godziną 23 wróciliśmy do swoich domów – cali i zdrowi.